wtorek, 29 maja 2012

Joanna naturia miód i cytryna- maska do włosów


Maseczkę zakupiłam, kiedy szukałam tak polecanej przez włosomaniaczki odżywkę bez spłukiwania Joanna Naturia miód i cytryna. Pech chciał, że w pierwszej z brzegu drogerii pani przyniosła mi tę maskę, a ponieważ jeszcze jej nie próbowałam, zakupiłam. Maseczka ma niesamowity zapach... Dla mnie nie kojarzy on się ani z miodem ani z cytryną, ale pachnie przepięknie. Jego lekka konsystencja, woskowa wręcz,ułatwia nakładanie na włosy. Nie jest jednak wydajna... Na moje długie do pasa loki, starczyła na sześć razy. To dla mnie niestety za mało...

+
ładny zapach
kremowa, woskowa konsystencja, dzięki czemu nie spływa z włosów
dobry efekt- włosy sypkie, delikatne
cena: niecałe osiem złotych

-
trudno dostępna, przynajmniej w moim miasteczku
słabo wydajna

Jestem jednak przekonana, że plusy całkowicie przyciemniają minusy i każdy powinien wypróbować tę maseczkę. Teraz na warsztat wzięłam maskę z Ziai i jej recenzja także niedługo się pojawi...Pozdrawiam :)

piątek, 25 maja 2012

Szampon Nivea Baby


Od pewnego czasu myłam głowę tylko szamponem Babydream z Rossmanna, ponieważ nie zawierał SLS i naprawdę dobrze oczyszczał. Kiedy jednak skończyła mi się buteleczka, postanowiłam poszukać innego szamponu. Będąc w Rossmannie, przeszłam się od razu do półeczki dziecięcej, ponieważ tam zwykle szukam szamponów i kremów. W moje łapki trafił szampon nadający połysk z serii Nivea Baby. Chciałam spróbować, czy w jakikolwiek sposób będzie działał na moje włosy lepiej niż Babydream. Szampon ma zapach typowy dla szamponów dziecięcych i jest przezroczysty. Butelka także, dlatego dokładnie widać,ile szamponu zostało w środku. Dla mnie to duże ułatwienie. Jak się sprawuje? Szczerze mówiąc, identycznie jak Babydream. Nie pieni się za mocno, ale jestem do tego przyzwyczajona po rossmannowskim Bejbi,dlatego aż tak mi to nie przeszkadzało.Druga sprawa to sprawa szorstkości włosów po umyciu. Włosy szorstkie i splątane, czyli bez odżywki się nie obejdzie... Niestety. Działanie ma identyczne jak Babydream, cenę dwa razy wyższą, dlatego po skończeniu buteleczki z pokorą wróciłam do Rossmanna po jego autorski produkt... :)

ZE STRONY PRODUCENTA:

BEZPIECZEŃSTWO:
  • Produkt przebadany okulistycznie: nie powoduje łzawienia, łagodny nawet dla wrażliwych oczu
  • Produkt powstał przy współpracy pediatrów i dermatologów
  • Powyżej pierwszego miesiąca
  • pH neutralne dla skóry
  • Bezpieczeństwo i skuteczność potwierdzone w badaniach klinicznych i dermatologicznych
  • Produkt posiada pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka oraz atest PZH.

Skład:  Aqua, Decyl Glucoside, Sodium Myreth Sulfate, PEG-200 Hydrogenated Glyceryl Palmate, PEG-80 Sorbitan Laurate, PEG-90 Glyceryl Isostearate, Disodium PEG-5 Laurylcitrate Sulfosuccinate, Polyquaternium-10, Chamomilla Recutita Flower Extract, Tilia Cordata Extract, Bisabolol, Laureth-2, Citric Acid, Glycerin, Sodium Laureth Sulfate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Benzoate, Parfum.

Cena: 10 złotych w Rossmann,na promocji zapłaciłam 6,dlatego kupiłam...
Czy kupię ponownie: raczej nie, ponieważ ma działanie identyczne jak Babydream, a kosztuje dwa razy więcej...
Czy polecam: Jeśli ktoś woli sprawdzone firmy i nie chce Babydream, oczywiście... Początki z Niveą mogą być wspaniałe :)) 

środa, 23 maja 2012

Moje kosmetyczne must have... vol 1

Hejka. Postanowiłam zrobić teraz serię o kosmetykach, bez których nie dam rady się obejść. Wiadomo, jest wiele kosmetycznych ulubieńców, ale jest też tak, że lubimy jakiś kosmetyk, ale po jego użyciu chętnie wracamy do poprzednika albo zmieniamy go. Ja pokażę parę kosmetyków, bez których nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji, takie których mam w szafce po trzy-cztery egzemplarze albo takie, które już są kupione, kiedy zaczynają się kończyć. Kosmetyki to ogólnie temat rzeka, ale każdego coś innego pasuje lub coś innego zostaje kosmetycznym ''must have''. Ja sama np. ledwie zużyłam olejek kokosowy z Vatiki, bo moim włosom nie przypasował, mimo, że na wielu blogach jest chwalony jako ideał kosmetyczny. Szczerze mówiąc, moim puklom bardziej przypasował zwyczajny spożywczy olej rzepakowy niż Vatika...Dlatego opinie w tej notce proszę traktować jako subiektywną opinię na temat kosmetyków... Ok, zaczynam.

1.Flos-Lek, krem pod oczy z aloesem i świetlikiem lekarskim
Dla mnie osobiście kremy pod oczy są niezastąpione. Odkąd noszę okulary, moje cienie pod oczami pogłębiły się i mam strasznie podrażnione miejsca pod oczami. Próbowałam wszystkiego- chłodne łyżeczki, torebki z herbatą, aż w aptece polecono mi ten krem. Używałam wielu już z FlosLeka, kremów w tubkach i słoiczkach i muszę powiedzieć, że ten krem został moim ''must have'' i dopóki będą go produkować, ja go nie zmienię na inny...

2.Żel aloesowy (Aloe Panten)
Uratował mi nieraz skórę. U mnie jest on wielofunkcyjny. Dodaję go do własnoręcznie robionych masek do włosów lub do zwyczajnych drogeryjnych, smaruję nim twarz ( niesamowicie nawilża), a nawet zdarzyło mi się posmarować nim rankę i też ulżyło. Ten, który widzicie na obrazku, kosztuje mnie 12 złotych i jest niezastąpiony...

3.BeBeauty,masło do ciała z passiflorą
Mogę napisać o nim coś więcej... :) Do Biedronek rzucają go naprawdę sporadycznie, dlatego kupuję wtedy na zapas 4-5 masełek.To jeden z produktów, którego zarówno zapach jak i efekt podoba mi się bez zastrzeżeń. Może mam trochę problem z lepiącą konsystencją, ale da się ją rozprowadzić i cudownie pachnie. Moje ukochane, i jedyne masełko, jakie posiadam, gdyż zwykle wolę balsamy i w okresie posuchy (kończą mi się masełka, a do Biedronek jeszcze ich nie rzucili) używam balsamów albo olejków...

4.Olejek amla
Zachwycona możliwością posiadania włosów jak Hinduski, zakupiłam olejek amla po raz pierwszy w 2008 i od tamtej pory jest to moje wielkie, kosmetyczne must have. Do tego stopnia, że jeden, napoczęty olejek stoi na szafce w łazience, a dwa kolejne czekają w łazienkowej szufladzie na swoją kolej... Bezsprzecznie jeden z produktów, bez którego nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji...




Ok, opisałam cztery produkty bez których nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji. To tak naprawdę cisi sprzymierzeńcy, gdyż ani krem pod oczy ani żel aloesowy nie są produktami, które są niezbędne większości populacji. A dla mnie tak... Dlatego dzisiaj hołd tym produktom, a jutro vol kolejny, tym razem z popularnymi produktami do higieny i pielęgnacji ciała i włosów... Zapraszam

wtorek, 15 maja 2012

Fryzury na wesele

Hejka... Szukam fryzur na wesele w lipcu, do mojego brata. Mam długie do pasa, farbowane na czarno loki i zastanawiam się, jaka fryzura będzie dla mnie najlepsza... Mam parę typów z internetu i właśnie zastanawiam się nad jedną z tych fryzurek...






Ogólnie nie lubię wybierać fryzur na wesela :)) Mam długie włosy i można z nimi dużo zrobić, ale ja zawsze mam duże wymagania i to jest mój problem. Włosy mają być ładne, ale bez prostowania, tapirowania ani używania jedwabiu, co fryzjerki nałogowo stosują. Pamiętam jedną z fryzur, jakie miałam na weselu ciotecznej siostry. Z tyłu to była wręcz kakofonia ozdób z włosów- warkoczyki, ślimaczki, proste pasemka pociągnięte jedwabiem, natapirowane coś... Ok, wyglądało ładnie, ale włosów nie mogłam rozczesać przez dwie godziny. Podobnie jak na mojej studniówce- miałam na głowie taką mieszankę tapiru i lakieru do włosów, że musiałam myć włosy cztery razy, żeby cokolwiek odlepić. Lubię naturalne, zwiewne fryzury, dlatego podobają mi się te dwie. Pierwsza to loki, w których parę jest poprzypinanych zwyczajnymi wsuwkami, druga to spięte w tyłu loki, z wpiętymi kwiatami. A wam? Która jest fajniejsza?

Top 11 facetów...

Hejka, wymyśliłam właśnie swój własny tag- TOP 11 FACETÓW ( Dlaczego 11? Bo lubię być o krok do przodu- kto zgadnie, z czego to cytat, dostaje wódkę :)) A więc, moje typy najprzystojniejszych facetów:

11.Alexander Skarsgard

Uwielbiam faceta. Po raz pierwszy widziałam go w ''Czystej krwi'' i ciągle modliłam się, aby przestał być zauroczony Sookie i zauroczył się mną :) Przystojny facet z utalentowanej rodziny ( jego ojciec grał w Mamma Mia!, co uświadomiła mi koleżanka :P).

10. Taylor Kitsch

Widziany w X-Menie, najcudowniejsze oczy na świecie... Dzisiaj trafiłam na niego w kinie na Battleship i zobaczyłam, że gra główną rolę... Misiaczek :)

9.Hrithik Roshan

Moje hinduskie ciacho... Oglądałam z nim KKKG, Mujhse dosti karoge, Latawce, Koi...Mil Gaya, Laksya.... I tak dalej i tak dalej. Dotychczas nie oglądałam z nim dwóch filmów, ale zamierzam to nadrobić...

8.Matthew Macconagey
Misiek widziany w ''Saharze''.Kiedy czytałam książkę, a na okładce widziałam Matta, miałam cały czas sceny przed oczami... nie powiem jakie :) W każdym razie mój numer osiem

7.Johnny Depp

Och, ile ja z nim filmów... Pokochałam go, kiedy obejrzałam ''Beksę'' i miałam tyle wspólczucia dla biedulka z wytatuowaną łezkę... Wiedziałam, że zostanie wielką gwiazdą i nie pomyliłam się... Sexy :)

6.Will Smith

Och, mój typ odkąd obejrzałam ''Facetów w czerni''. Znakomicie wygląda w garniturze, a to pewnie ma coś wspólnego z tym, że czarnoskórzy faceci są taaaacy pociągający :)

5.Leonardo DiCaprio

Dalej sądzę, że gdyby Rose się posunęła, Jack zmieściłby się na tych drzwiach :) Ale skoro o tym mowa... Leo był moim idolem w dzieciństwie i teraz też wywołuje szybsze bicie serca :)

4.Vin Diesel

Tutaj mogłabym zawyć jak wilk w kreskówce albo Maska po przemianie :) Vin to dla mnie najapetyczniejszy aktor, jakiego znam i podziwiam :))

3.Jason Mamoa

Po nowej wersji ''Conana'' pokochałam tego aktora, wcześniej znanego tylko ze Słonecznego Patrolu, gdzie seksownie wysmarowany oliwką... stop, wróć...nie fantazjuj... ale dredów mu nie wybaczę :)

2.Pierce Brosnan
Och, agencie 007 z licencją na zabijanie... Najprzystoniejszy James Bond jakiego ziemia nosiła :) Przynajmniej dla mnie, bo moja kumpela gotowa bić i torturować, że lepszego od Seana Connery'ego nie ma :)

1.Jason Statham

Za te oczy... za te usta... za łysinkę :)) Kocham za całokształt... I ten jego rozwalający, niski, chriopowaty głos... Kocham...

niedziela, 13 maja 2012

Plan urodowy- miesiąc dla ciebie...

Wymyśliłam akcję ''MIESIĄC DLA SIEBIE''. Każdego dnia robię sobie jedną, drobną przyjemność. Czy jest to nowy lakier do paznokci czy maseczka na twarzy, kiedy leżę w pachnącej pianie w wannie... Akcja wymyślona została pod wpływem impulsu, że w lipcu mam wesele i potrzebuję z deczka... spięknieć :))) A więc, dzisiaj jest dzień pierwszy...

NIEDZIELA, 13-05-2012
godzina 9: ciepło-zimny prysznic plus masowanie szorstką rękawicą antycellulitową ( prysznic z olejkiem Nivea), twarz z żelem do mycia BeBeauty + krem kakaowy z Ziai
godzina 10-11 : pojechałam po zakupy i zakupiłam sobie krem pod oczy z FlosLeku i parę dietetycznych produktów spożywczych
godzina 12: maseczka do twarzy Ziaja Nuno z zieloną glinką
godzina 13: 50 brzuszków, 50 przysiadów, plus masowanie Lirene wyszczuplający balsam antycellulitowy
godzina 15: kolejny prysznic po joggingu, z żelem pod prysznic Dove z granatem, masełko do ciała z Biedronki BeBeauty
godzina 16: maska na włosy: Joanna naturia cytryna i miód zmieszana z olejkiem rycynowym i olejkiem alterra na godzinę pod folię i ręcznik
godzina 17: mycie głowy: skalp Babydream, włosy Mrs Potter's z aloesem ( i teraz schnie spokojnie;))

plany na potem:
godzina 20: prysznic, masełko do ciała z Biedronki BeBeuaty, oczyszczanie twarzy OCM...

Zobaczymy, jak to wyjdzie... Mam nadzieję, że zobaczę efekty już po miesiącu... Niestety, codziennie nie mam jak dbać o siebie 24/24, mam dla siebie godzinę albo dwie dziennie, dlatego to dzisiaj tak wyjątkowo... W każdym razie zobaczymy :)

czwartek, 10 maja 2012

Perskie dziewczyny- Nahid Rachlin








Jak pewnie niejednokrotnie wspominałam, jestem wielką fanką opowieści hinduskich, perskich, ogólnie azjatyckich. Jestem na etapie czytania Mahabharaty. Dzisiaj, wracając z uczelni, natknęłam się na malutkie stoisko z książkami, gdzie uroczy starszy pan sprzedawał naprawdę tanio dobre książki. Ponieważ w portfelu pustka, ostatnia dyszka na rozwalenie została, postanowiłam rozwalić ją na książkę. I dostałam... Perskie dziewczyny, autorstwa Nahid Rachlin. Książka od samego początku, do samego końca pokazująca ogrom tragedii dziejący się w jednym domu, ale na dwóch różnych kontynentach... Bohaterką główną książki jest Nahid, młodziutka perska dziewczyna, mieszkająca z ''matką'' Marjam. Dlaczego piszę to w cudzysłowiu? Gdyż sama Nahid wie, że została oddana do Marjam przez własną matkę, która oddała bezpłodnej siostrze kolejne dziecko, gdyż sama miała ich za dużo. Szczęście dziewczyny nie trwa jednak zbyt długo, gdy zostaje odwiedzona w szkole przez... własnego ojca, który zabiera ją do domu, do matki, której nigdy nie widziała, do rodzeństwa o którym nie słyszała. Dziewczyna nie umie zaaklimatyzować się w domu ojca i matki, kłóci się z siostrami i braćmi. Jej jedyną bratnią duszą jest Ali, stary służący, a potem także Pari, starsza siostra. Kiedy starsi bracia dziewczyny, Paviz i Cyrus wyruszają na studia do Ameryki, a potem przysyłają barwnie napisane listy, Nahid zaczyna marzyć o przyszłości w Stanach. Wie jednak, że dobra irańska dziewczyna w pierwszej kolejności powinna marzyć o dobrym mężu, a dopiero potem...ewentualnie... o sobie. Nahid jest jednak tak samo ambitna, jak uparta. Potajemnie kupując zakazane książki w malutkiej księgarni, czyta, edukuje się i coraz bardziej marzy o USA. Tymczasem jej siostry wychodzą za mąż. Pari marzy o karierze artystki, aktorki. Gra w sztukach teatralnych i marzy o tournee po Stanach. Zostaje jednak siłą wydana za mąż za Teheriego, bogatego mężczyznę, szantażystę, despotę, tyrana i... mordercę. Nahid tymczasem zaskoczona, dowiaduje się, że ojciec zgadza się na jej wyjazd na studia do USA, podpisuje papiery i wysyła córkę do Stanów. Dziewczyna początkowo nie może się tam odnaleźć, a sprawy nie ułatwiają listy od Pari, które, pozornie chłodne, zawierają w sobie wiele cierpienia i żalu. Nahid, izolowana, ze względu na swoją ''zagraniczność'' poznaje kolejnych chłopaków, zafascynowanych orientalnością panny Nahid, jednak okazuje się,że chodzi im tylko o jedno. Kiedy Nahid zaczyna tracić wiarę, poznaje Howiego. Chłopak zakochuje się w niej szczerze i biorą ślub, rodzi im się córeczka, Laila. Tymczasem listy Pari stają się coraz bardziej zrozpaczone, Nahid dowiaduje się, że siostra uciekła od męża z synkiem, on jednak przyszedł do domu rodziców Pari, zabrał syna i nie pozwala się jej z nim kontaktować. Zrozpaczona Pari podejmuje sądowne próby odebrania synka Techeriemu, jednak wie, że prawo stoi po stronie ojca, a nie matki. Nahid i Howie postanawiają jechać do Iranu. Tam dowiadują się, jak beznadziejna jest sytuacja Pari. Jednak po kilku dniach wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku- rozprawa zostaje wyznaczona, a o Pari zaczyna się starać kolejny konkurent. Kiedy Pari wychodzi za niego za mąż, znowu trafia jak śliwka w kompot. Jej drugi mąż jest zazdrosny, wiecznie mający pretensje i ... zamyka żonę w ośrodku dla osób psychicznych. Po kilku miesiącach do Nahid dzwoni przyjaciółka Pari i informuje, że dziewczyna nie żyje- popełniła samobójstwo, spadając ze schodów. Nahid nie wierzy w wersję samobójstwa i jedzie do Iranu, aby dowiedzieć się, jak naprawdę wyglądało życie jej siostry...

Moja opinia: Książka czasami ma rozwlekłe opisy, których nie chce się czytać, ale niektóre sprawy poruszone w książce aż człowieka mielą na kawałeczki... Autorka pokazała nam dwa odmienne światy, wywodzące się z tej samej rodziny- Nahid robi karierę po skończeniu studiów, ma dobrego męża i córeczkę,Pari tymczasem trafia od jednego sadysty do drugiego despoty i zostaje jej odebrany synek... Dla autorki, wielki szacunek... 5/5, zdecydowanie...

Czy polecam: Polecam.

Dla kogo: Dla fanek książek o kulturze azjatyckiej. Czytałaś Souad? Czytałaś Jasvinder Sangherę? Podobały ci się? To i tak książka ci się spodoba...


środa, 9 maja 2012

Książki, Books, Bücher- czyli o czytadłach...

Jestem naprawdę zapalonym czytelnikiem. Uwielbiam czytać, a kupno nowej książki sprawia mi niemałą radość. Widziałam, że pewnego czasu na blogach można było spotkać wiele wiele tagów związanych z książkami. Mnie osobiście nie otagowano, ale nie przeszkodzi mi to w napisaniu co nieco o swoich ukochanych książkach...

1.Książki czy ebooki?

Zdecydowanie papierowe książki. Jestem nowoczesna, lubię mieć fajne gadżety, ale to staromodne ''coś'', czyli książka, zdecydowanie przebija każdy ebook. Chociaż zdarza mi się czytać e-książki, to i tak dalej wolę sięgać po normalne, papierowe.

2.Horrory czy romanse?

Ouu, i tu się zatrzymam i opowiem więcej... Nie jestem fanką horrorów w telewizji. Po prostu ich nie lubię, nie trawię i nie kminię, żeby tak młodzieżowym slangiem pojechać :)) Brzydzi mnie tryskająca krew, latające flaki i tak dalej... A na tym opierają się dzisiejsze horrory. Jedyne straszne filmy, jakie oglądałam, to Kruk z Brandonem Lee i Królowa Potępionych z Aaliyah. To były dwa filmy, które z przyjemnością obejrzałam. Jestem za to niekonsekwentna, jeśli chodzi o książki. Zdarzyło mi się parę razy wypożyczyć Grahama Mastertona, a ostatnio nawet sama kupiłam sobie książkę S.Kinga ''Gra Geralda''
Po drugie, czytam praktycznie same romanse... Uwielbiam Dianę Palmer, Norę Roberts czy Danielle Steel. Dla mnie to najlepsze autorki romansów, jakie istnieją :)) Romansów jednak nie kupuję, czytam z e-booków i najchętniej w oryginale, gdyż zauważyłam już, że przynajmniej jeśli chodzi o Dianę Palmer, wiele z tłumaczeń jest niedokładnych i niektóre rzeczy są czasami spolszczone ( no wiecie, Jerry Springer w oryginale w polskiej wersji zostaje Kubą Wojewódzkim np.). Jednak po romanse sięgam chętnie, bo jestem niepoprawną romantyczką i wierzę w wielką miłość... :P

Po trzecie... i chyba ostatnie... Inne książki :) Nie romanse, nie horrory... Ostatnimi czasy czytałam serię ''Gra o tron"
I przyznam szczerze, że mi się spodobała. Ogólnie lubię książki, które są zaczątkiem jakiejś serii... Przykładem mogą być moje ukochane książki, które wypiszę potem, na dole notki :))

3.Ośle rogi czy zakładki?

Ośle rogi?? To ma być żart?? Jak ktokolwiek może zaginać rogi w książkach? Dla mnie to świętokradztwo. Tak samo jak pisanie po książkach, czy wyrywanie z nich stron, a z takimi spotkałam się w bibliotece. Nie rozumiem tego. Sama, jeśli nie mam nic pod ręką, zapamiętuję stronę, na jakiej skończyłam, albo zakładam czymś,co mam pod ręką- biletem komunikacji miejskiej, wizytówką albo... starą legitymacją z podstawówki :)


4.Ukochane książki:)

Jest tego trochę ... Mogę zrobić takie swoje top 5.

1.Saga o Ludziach Lodu- Margit Sandemo

2.Alfabet zakochanego w Indiach- Jean Claude Carriere

3.Biała masajka- Corinne Hoffmann
4.Córki hańby- Jasvinder Sanghera
moja ukochana książka od pierwszego przeczytania. Po recenzję zapraszam na www.teczowy-swiat-indii.blog.onet.pl

5.Córka Gangesu-Asha Miro

poniedziałek, 7 maja 2012

Zaczynam pić pokrzywkę :)

Ponieważ w ostatnim czasie miałam wiele stresów i wszystko odbiło się na mojej twarzy i włosach. Doprowadzona jako tako do porządku cera zaczęła się przetłuszczać i wystąpiły pryszczyki, a włosy zaczęły lecieć jak szalone. Byłam zaskoczona, zasmucona i zdumiona. Moja cała praca poszła na marne. Wściekła wertowałam internet, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mi pomóc uporać się z tym, gdyż traciłam naprawdę masakryczną ilość włosów. Tak trafiłam na forum wizaz.pl i przeczytałam o pijaczkach pokrzywy. Byłam nastawiona sceptycznie, wyobrażałam sobie ohydny smak napoju... Potem jednak, kiedy po przeciągnięciu włosów między palcami naliczyłam się aż 14 włosów, postanowiłam działać. Pobiegłam do sklepu i kupiłam pokrzywę w torebkach. Od razu zaparzyłam wielki kubeł i postawiłam do naciągnięcia. Po 20 minutach do moich nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach i nieapetyczny kolor zgniłej zieleni. Spróbowałam... o dziwo zasmakowało mi! Smak przypomina mi zieloną herbatę. Podszedł mi, naprawdę. Jestem zdeterminowana z dwóch powodów- po pierwsze, mam dość zapychania zlewu włosami, a po drugie- w lipcu mam w rodzinie wesele i wolałabym nie iść na nie łysa ;)) Poza tym zmodyfikowałam swoją dietę. Przez ostatnie stresy na uczelni i nie tylko zobaczyłam, jak zepsuła mi się dieta. Przeszłam praktycznie na same fast foody. Rano pobudka, zero czasu na śniadanie... głodna na uczelnię, na uczelni nic zdrowego nie ma, więc kupowałam batony albo słodkie bułeczki z automatu, do tego kawa, koniecznie mocno posłodzona. Zamiast obiadu, podczas okienka szybki wypad na kebaba. Najedzona wracałam do domu, więc nie ruszałam obiadu. Podwieczorek i kolację przesiadywałam przed komputerem, pisząc pracę albo odpowiadając na mejle. Dopiero ok. 22 mój brzuch dawał znaki, że jest piekielnie głodny, więc dostarczałam mu kanapki w ilościach hurtowych i coca colę. Efektem było przybycie trzech kilogramów w ciągu miesiąca, wysyp pryszczy i wypadanie włosów. Postanowiłam, że biorę się za siebie, będę jadła więcej owoców i warzyw i przestanę pić colę ( co za niesprawiedliwość, że właśnie ona jest najsmaczniejsza :( ) Ok, przestaję się żalić, tylko wkleję sobie przepisy na smaczne, odchudzające koktajle :)

1.BANANOWY BUDZIK

SKŁADNIKI:

Opcje:

Przygotowanie:

Napoj, ktory budzi mnie prawie codziennie:)
Szybka alternatywa dla zabieganych, ktorzy nie maja czasu ani na sniadanie (zgroza!) ani na kubek ozywczego napoju stawiajacego na nogi.

Banana obierz ze skorki i zmiksuj razem z kawa, kakao i cynamonem (jesli nie masz robota kuchennego lub blendera, rozgniec dokladnie owoc widelcem).
Mleko zagrzej lub zagotuj (jaka temperature napoju wolisz) i takim cieplym zalej mase bananowa, zmiksuj wszystko razem.


2.DIETETYCZNY MIĘTOWO-CZEKOLADOWY SZEJK

SKŁADNIKI:

Opcje:

Przygotowanie:

Utrzyj w mikserze truskawki oraz mleko i kakao. Dodaj odżywkę, wymieszaj i wlej do szklanki. Ozdób listkiem mięty.


Może wy macie jakieś ulubione koktajle, które możecie polecić?

Vatika- maska głęboko nawilżająca

Ponieważ prawie wykończyłam moją Vatikę, postanowiłam napisać o niej post, zanim stanie się wspomnieniem. A więc Vatika mieści się w takim oto wielkim słoju:
I właśnie o opakowaniu chciałabym coś szybko napisać. Jest wielkie, jednak strasznie nieporęczne. Kiedy chcę je uchwycić mokrymi dłońmi, wyślizguje się i niemożliwością jest tak naprawdę odkręcenie jej. Muszę więc najpierw wytrzeć ręce, a dopiero potem nakładać maskę. Za opakowanie 500 ml zapłaciłam 35 złotych, więc nie jest to wygórowana cena.

A w środku maska wygląda tak:
Pomarańczowa paćka, dla mnie pachnąca bardzo intensywnie i nie wiem czemu,może przez kolor, marchewką :) Marchewki w niej akurat brak, ale dla mnie ona pachnie marchwią i tyle :) Konsystencja jest raczej glutowata i treściwa, więc nie ma problemu z dodaniem do niej paru składników bardziej płynnych- ja dodawałam do niej olejek rycynowy, kokosowy, zdarzyło mi się dodać żel aloesowy a nawet żółtko, mimo, że ma je w składzie. :) Nie wiem czemu, ale wtedy mam wrażenie lepszej konsystencji, gdy jest bardziej płynna. Posiadam jeszcze wersję różową, w kolorze żółtym (!!!:D!!!) i ją zrecenzuję później. Jak widać, niewiele mi jej zostało, jednak wiem już, że nie zakupię jej ponownie. Ma takie samo działanie, jak Alterra po dodaniu paru półproduktów, więc nie chce mi się przepłacać. W gruncie rzeczy ciężko ją nałożyć na włosy przez jej glutowatą konsystencję i połowa z tego, co nabrałam, lądowała w wannie.

Cena: 35 złotych
Opinia: 7/10
Kupię ponownie: nie

Na co poluję teraz: na maskę z BingoSpa oraz z Elseve:))

Ogólnie kusi mnie cała seria Elseve Total Repair 5- szampon, odżywka, sprej. Wiem jednak, jak nasilikonione one są. Nic na to nie poradzę, ale kiedy w reklamie widzę takie włosy:
 zaczynam mieć wielki problem z kontrolą ''chcemieci''. Zaczynam wtedy analizować skład, zastanawiać się... i najczęściej kończy się na analizie, bo uświadamiam sobie, że te włosy w reklamach to totalny photoshop ( przykładem może być chociażby Alicja Bachleda-Curuś w reklamie Pantene Pro-V zdrowy kolor, która miała w reklamie długie, bujne, brązowe loki) :)

Mieliście Vatikę? Jakieś zdanie na jej temat?

Projekt denko kwietniowy

W kwietniu nie udało mi się zużyć wielkiej ilości rzeczy, z czego jestem niezadowolona, jednak widzę, że w maju będzie ich więcej. Wiele masek/odżywek/kremów czy innych kosmetyków zostało mi na cztery-pięć razy, a nie chciałam specjalnie ich wyużywać. Więc dzisiaj tylko parę rzeczy. Ok, zaczynam...:))

1.Isana Hair z olejkiem babassu. odżywka. 
Polecana przez włosomaniaczki, przeze mnie przetestowana przez zupełny przypadek. Podczas buszowania po nowootwartym Rossmannie w oko rzuciły mi się tanie odżywki z Isany. Przejrzałam składy, przeczytałam obietnice producenta i w moim koszyku wylądowała właśnie ta różowa odżyweczka z ładną panią blondynką na przedzie :)
Odżywka, według producenta ma wygładzać i sprawiać, że nasze włosy będą delikatne i lśniące. Jak to się ma do rzeczywistości? Bardzo dobrze. Dla mnie ta odżywka to must have. Zawsze mam przynajmniej jedną na zapas, i nie inaczej jest tym razem. Ta zużyta ląduje w koszu, a kolejna już stoi na półce. Cenowo także się opłaca, jest to 4-5 złotych w Rossmannie, także polecam ja także :)



2.Tonik intensywnie nawilżający algi morskie SORAYA Skin Technology
Moim zdaniem tonik ładnie pachnie i dobrze nawilża. Ja dostałam go w prezencie od chrzestnej i przyznam szczerze, że przez pewien czas bałam się używać. Nie jestem przekonana do takich prezentów, wolę sama zdecydować, co kładę na twarz i czym ją przemywam, jednak w końcu zdecydowałam się. Po otworzeniu butelki ( otwiera się na praktyczny klips, jednak co mi przeszkadza- bardzo delikatny klips. U mnie odpadł już po tygodniu użytkowania i musiałam zakrywać tonik tym oderwanym klipsem. Może dla stojącego w łazience toniku nie ma to większego znaczenia, jednak przy przewozie uważałabym. Dla mnie osobiście tonik nie jest najważniejszy i nie musi mieć jakiegoś wielkiego znaczenia. Po prostu po umyciu twarzy chcę przetrzeć czymś buzię. Miałam dużo toników z różnych firm i ten jest dobry. Może nie najlepszy, ale dobry. Polecam z czystym sumieniem. Jego cena: 10 złotych, za 200 ml toniku :)

 
3.Olejek rycynowy
Moje kolejne, kosmetyczne must have. Olejek rycynowy używany jest do wszystkiego, przynajmniej przeze mnie. Dodaję go do maseczek,kropelkę do szamponu, kładę na włosy i skalp podgrzany samodzielnie, zagęszczam nim rzęsy i... a nie, nie piję go :P Jest to tak uniwersalny kosmetyk, że można stosować go na wiele sposobów. Słyszałam o dziewczynie, która codziennie rano, sumiennie, wcierała olejek rycynowy w paznokcie... u stóp, dzięki czemu miały przepiękny połysk (nie bardzo zdązyły urosnąć, zanim je ścinała, ale połysk był). Cena mojej buteleczki to 2,50 (mam jeszcze z tyłu naklejkę z ceną) i nie muszę chyba polecać, prawda?


4.Ziaja, maska nawilżająca z glinką zieloną- cera sucha i normalna

To chyba jedyna maseczka Ziai, na jakiej się zawiodłam. Miałam wszystkie rodzaje, a tylko ta nie zrobiła z moją twarzą kompletnie nic. Mam cerę mieszaną w kierunku suchej i liczyłam na lekkie nawilżenie. A tu kompletna klapa... Zero, null, nada! Co liczę na plus?Wydajność. Ta saszetka wystarczyła mi na cztery nałożenia maseczki. Cena: 1,60 według ceny na opakowaniu.

5.Maska do włosów, intensywnie regenerująca, CELIA
Och, och, och... Maseczka wysłana mi została w ramach testów. Saszetka niepozorna, polskiej firmy. Ok, testy czas zacząć. Umyłam włosy, nałożyłam maseczkę i odczekałam... 15 minut. Po spłukaniu... efekt zerowy. Niestety, ale na moich włosach nie zrobiła nic. Dobrze, że to saszetka i możecie same się przekonać czy jest dobra czy to bubel, bo gdyby to było pełnowymiarowe opakowanie. Nie dokończyłabym. Jestem tego pewna, przekonana i tak dalej. Cena to 1, 50 tak przynajmniej pisze w internecie, bo na mojej saszetce ceny nie ma. Nie jest to na pewno maska, może mocna odżywka, ale na pewno nie maska. Ma konsystencję bardzo płynną i po otwarciu i wylaniu na dłoń bardzo dużo produktu mi uciekło. Reasumując- może komuś posłuży lepiej niż mi, gdyż ja mam suche i lekko podniszczone włosy. Jednak cholerka, to po co ten napis ''regeneracja'' na opakowaniu, jeśli nie pomaga suchym włosom? I don't know, but... nie polecam, przykro mi :((


I to na tyle. Co sądzicie? Używałyście któryś z tych produktów?

niedziela, 6 maja 2012

Avon, krem nawilżający do stóp z silikonami- recenzja

Dla około 25% z nas używanie kremów do stóp jest katorgą- zapominamy o tym, nie kremujemy, albo robimy to NAPRAWDĘ sporadycznie. Ja sama staram się kremować i dbać o stopy bardzo systematycznie, gdyż chodzę do kosmetyczki mniej więcej raz na miesiąc, aby zmieniać klamry na paznokciach i dziwnie by było błysnąć jej brudnymi stopami z narośniętym, starym naskórkiem, prawda? Więc mimo, że leń mnie trzyma, staram się systematycznie używać kremu do stóp. Trafiały mi się kremy raz gorsze raz lepsze,jednak ten, który dzisiaj zaprezentuję,pobił wszelkie rekordy beznadziejności. Przynajmniej dla mnie. Mowa o silikonowym kremie intensywnie nawilżającym z Avonu. Krem ten przywędrował do mnie w połowie pusty od cioci, która namiętnie kupuje wszelkie nowości z Avonu, bo wręcz kocha nowości i nie tylko oraz przyjaźni się z panią sprzedającą Avon u nas w miasteczku. Zapach kremu wywołał u mnie delikatny odruch wymiotny, bo nienawidzę wręcz takich zapachów, ale pomyślałam, że efekt zniweluje przykry zapach :) Wieczorem nałożyłam krem na stópki, założyłam polarowe skarpetki i położyłam się spać. W nocy co pewien czas budziło mnie swędzenie, ale naiwnie nie powiązałam tego z kremem. Rano zdjęłam skarpetki i moim oczom ukazały się czerwone jak po przetarciu pumeksem stopy. Czym prędzej zmyłam resztki kremu i nałożyłam grubą warstwę Nivei. I dopiero wtedy przestałam mieć takie czerwone stopy. Próba pierwsza zakończyła się fiaskiem. Jednak nie spisałam całkiem kremu na straty, potym, jak moja mama go użyła i dla niej był świetny. Pomógł jej uporać się z pękającymi piętami i nawilżył. Dlatego nie mówię o automatycznym spisaniu na straty. A nuż widelec wam się przyda :))


piątek, 4 maja 2012

Moje ulubione kosmetyki do włosów :P

Ponieważ pocztą leci już do mnie olejek Amla Dabur, postanowiłam zrobić notkę o tym, jak dbam o swoje włosy. Ok, a więc zaczynając od początku... Moje włosy są z gatunku suchych naturalnie- są falowane, w kierunku kręconych :) Dodatkowo mam lekko zniszczone końcówki. Farbuję je od paru już lat, na różne kolory. Była już czerwień, blond, brąz... od tygodnia jest czerń po raz kolejny :P Ok, to jak ja dbam o to, aby moje frędzle do pasa się nie niszczyły i wyglądały jako tako?

Po pierwsze, bardzo dużo daje mi pielęgnacja prawie-bezsilikonowa. Wyrzuciłam wszystkie szampony z Pantene, Syossa czy Avonu, które zawierały same silikony (znaczy przejęła je moja mama, która uwielbia silikony w szamponach:)) i zakupiłam coś, czym włosy myję już parę dobrych miesięcy- szampon dziecięcy rossmannowski Babydream i szampon w pudrze Heenara. Włosy umyte szamponem Babydream są splątane i lekko szorstkie w moim przypadku, ale wystarczy nałożyć na nie odżywkę i zaraz są piękne. Z kolei Heenary używam chyba w niekonwencjonalny sposób, podczas mycia odżywką. W miseczce mieszam dwie łyżeczki Heenary i moją ukochaną odżywkę Isana z Babassu i nakładam na włosy. 





Po drugie, odżywki. Ja mam w domu parę, jednak moje ukochane to:
-Isana z Babassu (Rossmann, koszt ok.5 złotych)
-Karite z Garniera

-Papaja z Alterry

 Po trzecie- maski do włosów. Uwielbiam nakładać maski, dla mnie zabawa z czymś treściwszym niż odżywka jest fajniejsza. W domu mam parę ulubionych i parę czekających na swoją kolejkę.
-Vatika Głęboko Nawilżająca
-Alterra Harkuur
-BingoSpa 40 aktywnych składników
-Elseve Total Repair 5


Po czwarte-oleje... W domu posiadam:
-olejek Alterra z granatem
-kokosowy Vatika
-Amla Dabur
-oliwka Babydream
-oliwka Babydream fur mama

czwartek, 3 maja 2012

O produktach Marion słów kilka

Mam włosy długie, teraz farbowane na czarno. Staram się o nie dbać, jednak w przeszłości wiele razy zdarzyło mi się zbłądzić. Farbowałam się na czerwono, jasnobrązowo, rozjaśniałam, używałam jedwabiu. Nie patrzałam też na kosmetyki, co skutkowało wypadaniem włosów po Pantene czy niesamowitym łupieżem po Elseve. Jednak firmą, której produktów używałam ( na szczęście jednorazowo) było Marion. Używałam ich maseczek-odżywek ( po farbowaniu), jedwabiu oraz gorącej kuracji. I to właśnie o tej firmie będzie dzisiejszy post. Ok, zaczynam...

Gorąca kuracja - oliwa z oliwek, makadamia... do włosów suchych i zniszczonych
Niah, niah, niah... Przepraszam za mój śmiech, ale to nawet odrobinę nie przypomina niczego, co mi się by dzisiaj spdobało. Śmieję się sama z siebie wcześniejszej, że bez oporów nałożyłam to napchane silikonami coś na głowę i cieszyłam się, że moje włosy napiją się olejków. Po pierwsze, samorozgrzewanie... Tani trik, niestety. Po wylaniu troszeczkę olejku na dłoń, poczułam ciepełko. Jednak minęło ono szybciej niż powiedziałam ''Kawabanga'' :) Po drugie, nie wiem czy tylko u mnie, ale na włosach to zachowuje się bardziej jak szampon niż jak olejek- pieni się. Za to drugi minus. A trzeci minus za efekt- siana na końcówkach. Nigdy nie miałam siana na końcówkach, a po tym produkcie ich dostałam... Niestety, nie dla mnie...
Moja ocena: 1/5

Maska do włosów farbowanych na czerwono
Bez kitu, genialna :) Pofarbowałam włosy na czerwono w I gimnazjum. Kolor szybko się wypłukiwał, musiałam farbować... I tak w kółko. Wreszcie mama przyniosła mi tę maseczkę i zmusiła do spróbowania, mając dość mojego jęczenia. Nałożyłam na włosy, czepek, ręcznik... Moje wypłowiało-czerwone włosy były wiśniowe ! Kolor nigdy nie był tak soczysty, chyba, że świeżo po farbowaniu. Dla mnie wielki plus... A minus? Saszetki, które brudzą dookoła i zdarzyło mi się upaćkać troszkę koszulkę, ale na szczęście zmyłam bez problemów :)
Moja ocena : 5/5

Maska do włosów farbowanych na brązowo
To już inna para kaloszy. Nie powiem, że gorsza od swojej siostry, jednak niewiele mi dała na moich farbowanych na jasny brąz włosach. Nie odświeżyła koloru,nie dała refleksów. Pukle były po niej miękkie i delikatne, jednak nie o taki efekt chodzi, kiedy używa się maski dla konkretnego koloru włosów. Podoba mi się w niej ten efekt przepięknego zapachu i tego, jaką miękkość daje moim włosom. Jednak efekt blasku czy podkreślenia koloru- zerowy...
Moja ocena: 3/5 ( za miękkość i zapach)

Jedwab Natura Silk
och, ZŁO wcielone :) Od niedawna, po czytaniu blogów włosomaniaczek, wiem, że jedwabie to zło wcielone i same silikony. Jednak po rozjaśnaniu moje włosy potrzebowały czegoś mocnego i polecono mi wtedy jedwab. Byłam zachwycona efektem i przeszło to moje oczekiwania. Nie zdając sobie sprawy, że zapycham się tylko silikonami, używałam jedwabiu przed myciem, po myciu, w trakcie mycia :)) Efektem było to, że kiedy przestawiłam się na pielęgnację bezsilikonową, moje końcówki wyglądały jak szczota, tak przyzwyczaiły się do jedwabiu;...
Moja ocena: 4/5 ( minus za silikony, ale 4/5 bo przecież wiemy, do czego jest jedwab... a ten działa)

Ok, to wszystko o Marion :) A teraz czekam na moje zamówienie z shea.pl i nie mogę się doczekać moich nowych olejków... Do zobaczenia :*

 
 
 
 

Żele pod prysznic Ziaja...

Hejka... dzisiaj przychodzę do was z recenzją żeli pod prysznic Ziaja. Zdjęcia wzięte są ze strony Ziai, jako, że wczoraj skończyłam trzecie opakowanie i wylądowało ono w koszu. Nie pomyślałam, żeby zrobić recenzję tych trzech, których używałam. Zdjęcia wzięte są zatem ze strony Ziai. Ok, bez dłuższego wstępu... Ziaja jest tym dobra, że za cenę 8-9 złotych cieszymy się aż 500 ml żelem, który jest wydajny. Na opakowaniu pisze nawet ''rodzinne opakowanie'' :) Ja sama miałam okazję wypróbować trzy- Ziaję kakaową, kozie mleko i Blubel żurawinową. Jakie wrażenia?

Ziaja Kakaowa
 Przyznam szczerze, że nie jest to moje ulubione ''mydło pod prysznic''. Kolor jest nijaki ( ni to jasny brąz ni to ciemny beż), a zapach nie bardzo przypomina kakao. Raczej chemiczne coś, co ma przypominać kakao. Pieni się nie za dobrze, nie nawilża. W gruncie rzeczy nie robi nic. Ja kupiłam w promocji to mydełko- zapłaciłam 15 złotych i otrzymałam mydło, krem do twarzy i masło do ciała, więc zrobiłam interes :) Mimo całej sympatii dla Ziai- nie kupię więcej...

Ziaja Kozie Mleko
 Niezłe. Także nie nawilża i trzeba użyć po nim balsamu, jednak jak na tanie, przeciętne mydełko, daje radę. Nie kupię ponownie, gdyż zapach mnie zabijał. Nie wiem jak pachnie kozie mleko, ale jeśli właśnie tak, to jednak wole krowie :) Butla z grubego plastiku, biała i estetyczna. Podoba mi się escetyzm Ziai, która nie próbuje na siłę wybić się kolorowymi i krzykliwymi opakowaniami. Jednak nie dla każdego jest to plus. Moja koleżanka twierdzi bowiem, że są to nieeleganckie opakowania i w dzisiejszych czasach Ziaja nie ma dobrego marketingu, bo liczy się opakowanie. No, nie wiem.., dla mnie liczy się efekt, a nie wygląd opakowania. Jednak jak w wypadku poprzednika- nestety, nie kupię więcej...

Ziaja Blubel Żurawina
 
Inaczej niż poprzedniczki, kupię ponownie. Przepiękny zapach wynagradza mi nawet fakt, że muszę użyć balsamu do ciała, co mnie osobiście czasami w żelach denerwuje, bo nie zawsze mam ochotę babrać się z balsamami. Zapach jednak, dla mnie przepiękny i soczysty, wynagradza mi to. Cała seria Blubel jest udana. Wczoraj wykończyłam właśnie tę butelkę Ziai, a już z czeluści szafki wyskakuje do mnie kolejna, oliwkowa. Nie mogę się już doczekać, kiedy ją wypróbuję... Taka sama cena, lepsza jakość :) Polecam z czystym sumieniem... :)